Pierwsze miesiące życia H. były koszmarem, którego nie chcę pamiętać – i mój organizm mi to poniekąd ułatwia, bo pamiętam tylko fragmenty. Od jej urodzenia każdy kolejny dzień przynosił złe i jeszcze gorsze wiadomości. Najwyraźniejsze wspomnienie to chyba smutne i szkliste oczy 6 miesięcznej córki, kiedy patrzyła na mnie na OIOMie, ale otumaniona lekami i podłączona do respiratora nie miała jak się rozpłakać. I telefon od męża, kiedy miała tydzień, że właśnie zdiagnozowali u niej sepsę. I kiedy u dziewczynki leżącej na tej samej sali wystąpiły jakieś komplikacje i nikt nie mógł wejść na OIOM w godzinie odwiedzin i na początku nie było wiadomo, o czyje dziecko chodzi. I kiedy przy porannym telefonie na oddział dowiedziałam się, że właśnie przed chwilą miała zatrzymanie akcji serca, ale poradzili sobie. I jak przed rozmową z ordynatorem OIOMu wypisywałam sobie pytania na temat tego, jak będzie wyglądało jej życie z nieuleczalną wadą serca, którą wtedy zdiagnozowano ( na szczęście później okazała się uleczalna). I to, jak zapisałam się do niemieckiego stowarzyszenia ludzi z tą wadą, żeby wiedzieć jak najwięcej. I to jak z cichej szpitalnej kuchni w nocy patrzyłam na śnieg na Marszałkowskiej. Pamiętam też wyjątkowo upalne lato spędzone w malutkiej dusznej sali, czasami z kilkoma innymi mamami i dziećmi. I samotne spacery po okolicy podczas jej zabiegów, bo w stresie nie byłam w stanie znieść niczyjego towarzystwa i potrzebowałam chodzić sama. I kilkuminutową radość, że już jest po zabiegu, po to, żeby kilka minut później przeżyć pogorszenie stanu H. i szybki transport na OIOM. I długie oczekiwanie na windę w szpitalu. Półgodzinne pobierania krwi, bo nie mogli się wkłuć. Pikanie monitorów i kończących się strzykawek z lekami.
Do dzisiaj mam ścisk żołądka w okolicy placu Zbawiciela i Coffee Karma. To tam często jadłam rogalika na śniadanie przed otwarciem OIOMu dla odwiedzających o 11. Mam też awersję do dźwięku laktatora, którym ściągałam przez pół roku jakieś nędzne ilości pokarmu. Tych 7 pierwszych miesięcy życia H. to był najtrudniejszy czas w moim życiu. Patrząc na to z perspektywy, to naprawdę nie wiem, jak to jest możliwe, że to przeżyłam i nie zwariowałam, a nawet jakoś dawałam sobie radę (gorzej lub lepiej). Jednocześnie nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co ja właściwie robiłam, kiedy H. leżała na OIOMie. Wracałam ze szpitala do domu i co robiłam ???? Nie mam pojęcia. Nie pamiętam, czy gotowałam. Nie pamiętam, co jadłam. Poza jednym spotkaniem ze znajomymi, z którego mam zdjęcie, to w ogóle nie pamiętam, czy z kimś się spotykałam. Nic. Czarna dziura. Pamiętam tylko, że zaklinałam telefon, żeby nie zadzwonili. I pamiętam melodię z karuzeli nad łóżeczkiem i to wielkie wzruszenie, kiedy po raz pierwszy położyliśmy H. w jej łóżku, po pierwszym powrocie ze szpitala.
Photo by Gabriele Diwald on Unsplash