Od wielu lat nienawidzę urodzin. Nie obchodzę, nie urządzam i najchętniej wykreśliłabym je z kalendarza. Niektórzy cieszą się z urodzin i uważają, że to fajna okazja. Ja nie rozumiem, z czego można się cieszyć … Z tego, że znowu mam bliżej do starości i śmierci? Jak mogłabym się z tego cieszyć ??? Starość i śmierć to rzeczy, na które nie ma we mnie zgody i nie mam pomysłu, jak je oswoić. Żadnego pomysłu. Kiedy myślę o tym, jak szybko mija czas, to wpadam w panikę, że przybliża mnie też do innych smutnych rzeczy, które mnie jeszcze w życiu czekają. Przybliża mnie do dorosłości H., która raczej nie rysuje się kolorowo. Przybliża mnie do dorastania A., co też nie jest póki co fajną perspektywą, bo jestem zakochana w jej dzidziusiowatości. Przybliża mnie do późnej starości rodziców.
Przeraża mnie, że więcej czasu upłynęło od roku 2000, niż do … A to przecież było przed chwilą! Pamiętam tego Sylwestra! Pamiętam nawet, ile zapłaciłam za taksówkę przemieszczając się z jednej imprezy na drugą. A najgorsze jest to, że wcale nie czuję się dużo dojrzalsza ani mądrzejsza niż wtedy. Kiedyś ludzie po trzydziestce to były dla mnie dinozaury – panie w garsonkach i panowie z wąsem. Ba! Kiedyś nawet 16-latki wydawały mi się całkiem dorosłe (tak to jest jak się ogląda BH 90210, gdzie dwudziestokilkulatki udają szesnastolatków ;). A teraz? Od trzydziestki minęło już dużo czasu, a ja nadal chodzę w trampkach. Nie spodziewam się też żadnych zmian w tym temacie w najbliższych latach.
Mam rozdźwięk, bo mam wrażenie, że ten mój wiek metrykalny jest zupełnie niekompatybilny z tym, jak się czuję i jak siebie postrzegam. I nie chodzi o to, że jestem szalona, spontaniczna, czy nieodpowiedzialna – zupełnie nie, bo nigdy nie byłam. Po prostu nie mam jakiegoś takiego wewnętrznego poczucia, że teraz już jestem naprawdę dorosła. Przeżyłam bardzo dużo trudnych chwil na początku życia H. (i nadal przeżywam) i jestem pod wrażeniem, że udało mi się przez to całkiem nie rozpaść, ale długofalowo nie uważam, żebym stała się przez to silniejszą czy mądrzejszą osobą. Nadal mała pierdoła potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Nadal potrafię mieć gulę w gardle z powodu jakichś błahych codziennych spraw. Chociaż urodziłam dwójkę dzieci, to nadal wstydzę się wygłaszać prezentacje, czy dzwonić do obcych osób. Nie wiem, czy to się kiedyś zmieni. Może to już jest wersja finalna i nic więcej nie ewoluuje ? Będę mogła najwyżej przestać chodzić w trampkach. Tylko czy chcę tego? Chyba nie.
Photo by Fancycrave.com from Pexels