sama o sobie

Bardzo krótkie wieczory

22:40 – początek czasu wolnego.  Po uśpieniu dwójki + po pierwszej pobudce A. O 6 trzeba wstać. W międzyczasie spodziewam się jeszcze w sumie jakichś 4-5 pobudek, raz jednej, raz drugiej. Czy jest w ogóle sens iść spać? Z jednej strony przywykłam już, chociaż praca przy permanentnym niewyspaniu nie jest łatwa. Myślę, że od 2 lat rzadko śpię dłużej niż 2 godziny ciurkiem. Mimo pozornego pogodzenia się z tym stanem jest mi cholernie przykro, że czas dla siebie ograniczył się do jakiegoś smętnego minimum odkąd wróciłam do pracy. Do tego H., którą można było położyć spać nawet o 19:30 wyłazi ostatnio z pokoju miliard razy i w końcu zasypia grubo po 21, co blokuje mi usypianie A. W moim idealnym świecie dzieci zasypiają o 20 i się nie budzą i faktycznie przez kilka lat tak było. Ale się przeterminowało … Czasami zdarza się, że te wieczorne ochłapy czasu poświęcam też na pracę – niezbyt często, ale bywa i tak. To są chyba najtrudniejsze chwile. Nie wiem, jak niektóre pracujące mamy ogarniają jeszcze gotowanie, zakupy, czy dodatkową działalność na boku. Kiedy? Jak?  Tak bardzo bym chciała próbować więcej tu pisać, wprawiać się jakoś… Zastanowić się na spokojnie, czy z kimś się tym dzielić, czy nie. Chciałabym poczytać, pobyć ze sobą, pooglądać seriale (robię to naprawdę rzadko).

Chciałabym wymyślić jakiś pomysł na życie. Coś zrobić. Swojego, dobrego, z sensem. Cały czas mam w głowie chęć zrobienia czegoś dla mam niepełnosprawnych dzieci. Ale nie mam nawet na tyle wypoczętego mózgu, żeby się nad tym jakoś głębiej zastanowić, a co dopiero zrealizować.

Chciałabym też po prostu móc dłużej posiedzieć z winem na balkonie i słuchać przejeżdżających pociągów i odgłosów wieczornego miasta. Cieszyć się ciepłem i latem. Tak, ja z tych, co lubią, jak jest ciepło i nie lubią klimatyzacji gdziekolwiek indziej niż w samochodzie. Przeszkadza mi tylko, że dziecko przykleja się do mnie podczas karmienia.

Póki co próbuję się cieszyć wspomnieniem ostatniego weekendu, który był pierwszym dobrym od dawna po kilku trudnych tygodniach pełnych zmartwień, stresów, zapierdolu, frustracji, wkurwienia i rodzicielsko-związkowych dramatów. Do tego doszły stresy związane z przeprowadzką i starzeniem się rodziców. Nie czyta się o tym na Instagramie, a przecież większość influencerów ma rodziców, którzy też się starzeją, chorują … Dlaczego nikt o tym nie mówi? Ta sfera prawie nie istnieje. Nikt nie mówi jak sobie z tym radzić. Ja na razie nie bardzo wiem. Rodzice (przede wszystkim tata) też nie wiedzą. I w sumie się nie dziwię. Sama mam trudność zaakceptowaniem mojego wieku i tego, że się starzeję. Co będzie jak będę grubo po 70-tce?? Wyobrażam sobie, że to musi być strasznie bolesne i frustrujące móc coraz mniej robić, coraz mniej ogarniać, coraz mniej nadążać i do tego wiedzieć, że będzie już tylko gorzej.

Ale miało być o dobrym weekendzie! Byłam na Paradzie. To było cudowne doświadczenie i kocham taką Warszawę, kocham takich ludzi, kocham taki stan. W takich chwilach mam ochotę rzygać tęczą i nie przestawać. Cudowność. Nie da się tego opowiedzieć. Udało mi się też ogarnąć balkon i kwiatki. żebym miała gdzie z tym moim winem siedzieć przez wolne wieczorne 15 minut.

W niedzielę H. z kolei zrobiła mi wielki prezent.  Po pobudce o 4 i o 8 (zaprowadziłam ją do łóżka męża, którego nie było) zasnęła i spała jeszcze do 11.. Z A. przewalałam się w łóżku do 9:30. To naprawdę INNA JAKOŚĆ ŻYCIA i inna jakość weekendu. Spokojne śniadanie, spokojny poranek bez standardowego wnerwienia. Niesamowite przeżycie. Tak wygląda teraz moje życie, że spokojny weekendowy poranek jest niesamowitym przeżyciem. Po raz kolejny potwierdziło się, że te weekendowe poranki mają na mnie bardzo duży wpływ i muszę robić tak, żeby czasem móc je spędzić bez H. H. po takim maratonie snu była na tyle przymulona, że nie miała siły na awantury, więc zyskałam jeszcze kilka bonusowych i bezwkurwowych godzin.  Poczułam taki zen, że już nawet powtarzane bez przerwy przez cały dzień kilka zdań („Idziemy do szkoły, nie ma jutro szkoły, ubieramy się do szkoły”) nie zdołało mnie zirytować.  Udawało mi się jakoś od tego odciąć.  Wieczorem wyrwałam (krótką) chwilę z Kindlem na balkonie. W takie dni mam momenty, kiedy czuję się (prawie) na właściwym miejscu. Chciałabym zapamiętać ten stan.

 

 

 

 

Photo by Swaraj Tiwari on Unsplash

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *