…a oczywiście ich nie zrobiłam. Albo zrobiłam za mało.
- Nadrobienie zaległości historycznych.
Kiepska wiedza historyczna mimo niegdyś świetnych stopni w szkole to jeden z moich największych kompleksów. Na bieżąco wiem, co dzieje się na świecie, ale historycznie jest ze mną bardzo kiepsko i bardzo się tego wstydzę. Już drugi raz w ciąży planowałam jakoś poprawić ten stan rzeczy. Nie wiem, dlaczego cała zdobyta kiedyś wiedza wyparowała mi kompletnie, ale tak się właśnie stało. I nie wiem, czy to świadczy źle przede wszystkim o mnie, czy bardziej o naszym systemie edukacji. O ile w poprzedniej ciąży faktycznie po prostu sięgnęłam po stare podręczniki, żeby chociaż od czegoś zacząć (ponownie nie zapamiętując prawie nic), to tym razem nie otworzyłam niczego poza kilkoma wpisami na Wikipedii. I muszę się do czegoś przyznać : czytanie o historii niestety potwornie mnie nudzi i nie wiem, jak to możliwe, żeby to wszystko przyswoić i w dodatku zapamiętać. Jestem absolutnie pełna podziwu dla „zwykłych” ludzi, który swobodnie wtrącają historyczne nawiązania do swoich tekstów czy wypowiedzi. Ze mną sprawa jest raczej beznadziejna.
2.Czytanie Biblii.
Ambitne miałam te ciążowe plany, nie ma co! Nie planowałam czytania Biblii z potrzeby ducha i żeby pogłębić swoją wiarę – wręcz przeciwnie! Chciałam w końcu przeczytać Biblię, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że jest tam tyle rzeczy, których nie mogę zaakceptować, i z którymi nie mogę się zgodzić, że fakt, że coraz bardziej mi z kościołem nie po drodze może wyjść mi tylko na dobre.
3. Nauczenie się smoky-eye.
Makijażowo nie jestem jakoś wybitnie ogarnięta, bo nie mam ochoty ani potrzeby malowania się codziennie. Jeśli już się maluję, to jest to makijaż pt. puder, róż, tuż do rzęs i czasem coś na usta. Na wielkie wyjścia BB cream pod spód i odrobina cieni do powiek rozmazanych palcem. Fluidu nie używam w ogóle, nie mówiąc już o wszelkich rozświetlaczach, bronzerach i podobnych cudach, bo nawet nie ogarniam, co się z tym robi i w jakiej kolejności. Eyeliner w płynie to też wyższa szkoła jazdy. Ale lubię umalowane oczy i zawsze chciałam nauczyć się robić z nimi coś fajnego , a zwłaszcza smoky eye. Planowałam w ciąży zgłębiać tutoriale pięknych pań na YouTubie i zostać mistrzynią smoky eye. Nie odpaliłam nawet jednego.
4. Nadrobienie braków serialowych.
To bardzo duże braki, bo oglądam kilka seriali na krzyż, i to raczej z tych krótszych niż dłuższych. I tutaj poniosłam spektakularną porażkę. Udało mi się obejrzeć kilka losowych odcinków kilku losowych seriali, pół serii The Affair przy okazji prasowania dziecięcych ciuchów i wszystkie 7 odcinków Big Little Lies, które mnie zachwyciły. Gdyby tak wszystkie seriale mogły mieć 7 odcinków! Mój problem z serialami jest taki, że z jednej strony chciałabym je wszystkie znać (i w sumie nie wiem, czy bardziej dlatego, że lubię oglądać seriale, czy dlatego że jest ich dużo i są dobre, więc wypada, czy może dlatego, że wszyscy o nich gadają?) , ale z drugiej strony jak już przychodzi co do czego, to wydaje mi się, że to jednak strata czasu i lepiej zrobić w tym czasie coś fajniejszego i bardziej wzbogacającego, np. poczytać książkę. Czasami faktycznie mi się udaje (chociaż do 52 trochę mi jednak zabrakło), ale zwykle moje „wzbogacanie” kończy się na scrollowaniu Instagrama. A – i zwykle z założenia nie oglądam rzeczy, które oglądają absolutnie wszyscy. „Gra o Tron” nie była więc nawet w planach, ale i bez oglądania szybko się nauczyłam, że jeśli w pracy ludzie rozmawiają o czymś, czego nie rozumiem, to na pewno chodzi o „Grę o Tron”. Nie czytałam też Harry’ego Pottera – chyba też tylko na przekór wszystkim. Jednak przekartkowanie z wielkim bólem 1 części Grey’a (dostałam w prezencie – gdyby nie to, pewnie by się to nie zdarzyło) utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma sensu czytać i oglądać tego, co wszyscy.
5. Gotowanie.
Lubię, tylko jakoś zawsze mi coś staje na przeszkodzie. I jakoś tak no… znowu nie wyszło. Najtrudniejsze jest dla mnie zdecydowanie, co chcę ugotować. W tym miejscu na ogół się zacinam i nie idę dalej.
6. Spacery, fitness, yoga, hypnobirthing
Czyli samo zdrowie! Jeśli chodzi o fitness to faktycznie – kilka razy odpaliłam sobie zestawy ćwiczeń i kilka odcinków jogi dla ciężarnych. Kilka, czyli pewnie z 5 będzie ;) Szybko uznałam, że chociaż od wielu lat zwykle uprawiałam jakiś sport, to Lewandowską nie jestem i ćwiczyć w ciąży nie muszę. Muszę za to odpoczywać, bo już nigdy w życiu pewnie nie odpocznę!
A spacery! Jakie to miały być piękne i długie spacery! W końcu to sama przyjemność! Słuchawki w uszy i nic tylko chodzić. Szczególnie, że mieszkam koło parku. To najpierw jesień sresień, potem tamto sramto, w międzyczasie owamto, a potem to już tylko sikać mi się chciało po kilku krokach, więc też nie dało rady. A spacerować przecież i tak będę z dzieckiem, to się naspaceruję za wszystkie czasy. *
*Stan aktualny: Hej, no ale przecież dziecko tylko leży w wózku, to chyba wszystko mu jedno, czy ja ten spacer odbywam idąc, czy siedząc w ogródku z kawą, prawda? Ale! Raz przeszłam 4 kilometry z wózkiem! Też na kawę, ale zawsze ;) Do tego wózek znosi mi w jedną stronę, więc ręce cały czas były napięte i na drugi dzień czułam się jak po porządnych sztangach.
Photo by Glenn Carstens-Peters on Unsplash